28/03/2014

Cochabamba, Boliwia

J z Korei postanowiła dłużej zostać w Sucre i nauczyć się szydełkowania, Anna z Austrii i Emily i Fred z UK ruszali do La Paz a ja do Cochabamba. Szkoda, że już się wszyscy rozjeżdzamy, ale takie życie podróżnika. Nie chciałam odpuszczać, bo już i tak nie pojechałam do Oruro, bo poza karnawałem niewiele tam do zwiedzenia. Oczywiście znowu miałam cudowne "nocne" połączenie dotarło do Cochabamba o 4.30 rano. Czyli znowu ciemno, zimno i strasznie. Świetnie, cudownie poprostu. Przeczekałam na dworcu do wschodu słońca i ruszyłam na zwiedzanie. Pałac Simon Portales i Cristo de la Concordia, czyli kolejna statuła Chrystusa na wzgórzu :) Jednak ta nasza w Świebodzicach, czy ta w Rio robi większe wrażenie. Ciepło, słonecznie i aż miło połazić po mieście. Spotkałam Josephę z Niemiec poznaną na Uyuni. Planowo jutro mam ruszać z samego rana autobusem do La Paz. Jak się szybko okaże planować to ja sobie mogę długo i namiętnie. Jak rano dotarłam na dworzec okazało się, że są strajki i cała Boliwia stoi, może dziś, może jutro, kto wie...
Szkoda mi było marnować czas więc kupiłam bilet na samolot na następny dzień: Cochabamba-La Paz-Rurrenabaque. Pierwszy lot, całe szalone 40 minut, jako, że planowo miałam parę godzin w La Paz to skoczyłam do centrum zorganizować sobie tour w Amazonii i spotkać się z Susaną (moją Boliwijską rodziną). Powtórka z rozrywki: planować to ja sobie mogę :) okazało się, że mo drugi lot jest odwołany i przerzucili mnie na wcześniejszy samolot. W mega pośpiechu wracam na lotnisko, mam ze sobą tylko bagaż podręczny w kurtką zimową itd. czyli z rzeczami które miałam zostawić u Susany. Główny plecak nadałam już w Cochabamba. Po odprawie kolejna heca: jednak się pomylili i nie ma dla mnie miejsca w samolocie, znowu cała zorganizowana akcja, wyciąganie plecaka z samolotu, załatwianie mi hotelu itd. Po czym przyszedł szef wszystkich szefów i zarządził, że lecę. Wepchnęli mnie do samolotu w ostatniej sekundzie. Do Rurre doleciałam w 40 stopniowym upale jedynie z bagażem podręcznym, w którym czapka, rękawiczki i kurtka - świetnie :) pomknęłam skuterkiem do hostelu i trochę czując się jak Tom Hanks z Cast Away zaczęłam przeszukiwać plecak w poszukiwaniu skarbów: jest super, okazuje się, że też jest bikini, więc tragedii nie ma, czekając na bagaż (coś czuje, że tydzień będą go szukać) idę relaksować się na basen.






26/03/2014

Sucre, Boliwia

Po chłodnym Potosi wybieram się do Sucre, gdzie mam się spotkać z J z Korei.
Trafiam do baaardzo przyjemnego hostelu: Gringos Rincon i postanawiam, że sobie troszkę odpocznę i zrelaksuję w Sucre. Miasto jest oficjalną stolicą Boliwii, mimo, że większośc działań odbywa się w La Paz. Miła, studencka atmosfera. Razem z J powoli zwiedzamy miłe uliczki, Recoletę i jemy pyszne jedzonko za 1$ na markecie. Zwiedzamy bardzo interesujące muzeum tekstylii i historii Boliwii. Dołącza do nas wcześniej poznana przeze mnie Anna z Austrii.
Łącznie zostaję w Sucre 4 dni i spokojnie mogłabym tu zostać jeszcze z parę miesięcy :)
Jaka radość następuje jak niespodziewanie spotykam Emilly i Freda z UK, których poznałam w Urugwaju i już parę razy spotkałam po drodze :)











25/03/2014

Potosi, Boliwia

Prosto z Uyuni przeniosłam się do Potosi - najwyżej położonego miasta na świecie (ponad 4000 m.n.p.m.).
Nawet nie mam oznak choroby wysokościowej, ale lepiej uważać.
Mały odpoczynek i jutro wyruszam na zwiedzanie jednej z kopalni. Znajdowały się tu bowiem ogromne złoża srebra. Podobno z ilości wydobytego już srebra możnaby zbudować most łączący Boliwię z Hiszpanią, niestety identyczny most możnaby również zbudować z ciał tragicznie zmarłych górników.
Wyprawa do kopalni jest wymagająca fizycznie i psychicznie. Znajdujemy się bowiem na 4300 m.n.p.m. i ok. 60 metrów w głąb ziemi. Szybkie wprowadzenie i powiedzmy, że zasady bezpieczeństwa... Pierwszy raz w życiu trzymałam dynamit w ręku, dziwne, że Potosi jeszcze istnieje, bowiem jest jedynym znanym mi miejscem gdzie legalnie można kupić dynamit i spirytus.
Warunki w kopalni są bardzo ciężkie, jeden z kompanów się wycofuje. Też mi to przez chwilę przechodzi przez myśl, po cholera ja się pcham w tą ciemną, straszną kopalnię, ale oczywiście się nie poddaję i idę, tzn. czołgam się i zjeżdżam dalej. Sporo daje do myślenia ta "wycieczka". Już nigdy nie będę narzekać na pracę w biurze.
















24/03/2014

Salar de Uyuni, Boliwia

Ostatniego dnia zwiedzaliśmy już jedynie: Arboles Petrificados z Isla Pescado na Salar de Uyuni i małe muzeum. Tu mieliśmy mega dużo frajdy ze zdjęciami, jak widać poniżej :)
Udało nam się również zobaczyć przepiękny wschód słońca.