31/12/2013

Szczęśliwego Nowego Roku. Happy New Year

Kochani, życzę Wam wszystkiego dobrego w Nowym Roku.
Podobno w Polsce jest nawet całkiem wiosennie, za to u mnie lato pełną gębą. Słońce świeci aż za bardzo, ponad 30 stopni i piękne miasteczko La Pedrera w Urugwaju. Impreza zapowiada sie naprawdę całkiem przyjemnie. Jesteśmy w hippi hostelu, pół krowy jest już na ruszcie, a ja jeszcze wybieram się na plażę przed wieczorną imprezą. Nie wiem jak się ubrać, szorty, czy szorty hihi
Ciężkie jest życie podróżnika :)
buziaki
Jutro postaramy się przenieść do Argentyny, jak nam siły nie zabraknie.



29/12/2013

Urugwaj Urugwaj

Urugwaj nas nie zawiódł. Miałam wysokie oczekiwania co do ludzi, miejsc i jedzenia i jak narazie naprawdę daje radę.
Montevideo ma ponad milion mieszkanców, czyli prawie połowę ogólnej populacji. Dosyć zabawnie to wygląda jak się przemierza pareset kilometrów i widzi sie jedynie krowy :)
Są tu pyszne desery, coś na styl naszej polskiej krówki, czy kolumbijskiej arequipe. mniam, kolejne pare kilo do kolekcji. Dobrze, że niedługo zaczynamy ostry trekking, bo zmienie się w wielką lukrową krówkę.
Montevideo jest dosyć spokojnym miastem, czułam się tam wyjątkowo bezpiecznie. Ludzie sympatyczni, pomocni. Wszyscy chodzą z termosami, żeby ciągle zalewać sobie nową yerbamate. Zabawnie to wygląda, zwłaszcza przy ponad 30 stopniowym upale.
Teraz jesteśmy w Punta del Este, najbardziej turystycznym mieście w tym regionie. Prawda, ładnie tu, ale trochę jak nasz Hel. Wszyscy sa cool i pokazują ile to mają kasy. Brudni backpackerzy dosyć zabawnie tu wyglądają. My jesteśmy w najtańszym hostelu, który kosztuje nas 20 dolarów za noc w 10 osobowym pokoju. Na recepcji robilismy rezerwację, bo bez tego cena wynosiła 50 dolarów haha.
Poplażowaliśmy, co było średnio przyjemne przy tysiącach innych turystów i pochodziliśmy po molo. Trochę brakowało mi obcasów i sukienki, ale to może następnym razem :)
Dzisiaj przenosimy sie do La Pedrera, coś bardziej w naszym stylu, natura, pustkowie, małe miasteczko. Pewnie weźmiemy rowery i pojeździmy dookoła.





27/12/2013

bye bye Brazil

Mimo iż, Brazylia nie była planowana, to spędzilismy w niej 2,5 tygodnia i podsumowując bardzo się cieszę, że przynajmniej kawałeczek tego pięknego i ciekawego kraju udało nam się zwiedzić.
Podsumowując: Brazylia jest dosyć wymagającym państwem do zwiedzania. Znajomość języka hiszpańskiego (jeżeli nie portugalskiego jest jak najbardziej wskazana). Ceny dosyć wysokie. Zwłaszcza w terminie swiąteczno - noworocznym. Odległości mega duże, więc i podróże autobusem bardzo drogie i niestety również bardzo męczące. Połączenia lotnicze są w bardzo przystępnych cenach, jeżeli wykupione z wyprzedzeniem. My nie chcieliśmy się ograniczać i postanowilismy "ryzykować z autobusami".
Brazylia również nas polubiła, bo wydostanie się do Urugwaju zajęło nam kolejne 24h :)
udało nam sie zdobyć bilet z Florianopolis do Porto Alegre na 25. grudnia. Troszkę się zdziwiliśmy, jak się okazało w Porto Alegre, że kolejne polaczenie do Montevideo jest dopiero na 1.stycznia 2014.
Koniec języka za przewodnika i udało nam się znaleźć bilet do Santana do Livramento, małego miasteczka na granicy z Urugwajem.
O 6 rano wysiedliśmy z autobusu i podpytujac lokalnych (chyba nie widzieli tu wcześniej zbyt wielu turystów) dowiedzieliśmy się gdzie jest dworzec autobusowy w Urugwaju. Szkoda, że nikt nam nie powiedział gdzie jest granica :) po paru godzinach spaceru w tą i z powrotem bez stempla udało nam się w końcu złapać autobus do Montevideo. Zabawne jest to, że odleglość od "końca" Brazylii do "początku" Urugwaju to jakieś 4 kilometry i w sumie to nie wiadomo gdzie się jest. Napisy i po hiszpańsku i portugalsku, mieszkańcy mili i wszędzie yerba mate. Ale jesteśmy, cali i zdrowi w Montevideo.
Jutro zwiedzanie czas zacząć :)

22/12/2013

Wesołych Świąt i szczęśliwego 2014 Roku. Merry Christmas :)

Kochani, życzę Wam wszystkiego dobrego w Swięta i w 2014 roku.

Ja po raz pierwszy spędzam święta Bożego Narodzenia poza domem. Niby są tu widoczne ozdoby świąteczne, ale atmosfera jest prawie zerowa. Z jednej strony fajnie, że omija mnie ten cały bałagan, kolejki w sklepach i szał zakupow, ale miłoby było jednak zasiąść przy rodzinnym stole z Mamą, Braciszkiem, Madzią, Dziadkiem, Ciocią i resztą rodziny.

Narazie ciagle jesteśmy w Florianopolis i duża szansa że na Wigilię akurat utkniemy w autobusie i jako potrawy świąteczne będziemy jeść banany i ananasa.

buziaki

 

20/12/2013

Florianopolis

Po dwoch relaksujacych nocach spedzonych na wyspie Ilha Grande, gdzie uczylam sie chodzic po linie, przenislismy sie do Florianopolis. Szczescie nadal nam nie dopisywalo i po 1,5 h spedzonej na promie okazalo sie, ze dostepne miejsca w autobusie sa dopiero za 9h... no coz, ciezkie zycie backpackera. Trzeba bylo wyjac nalesniki, czekolade i dzem i zaczac piknik przy dworcu.
Po 2h jednak ktos oddal swoj bilet i udalo nam sie wyruszyc o 15 do Sao Paolo. Postanowilismy odpuscic sobie Sao Paolo i od razu ruszyc na poludnie. I tak po kolejnym parogodzinnym autobusie do Kurytyby i kolejnym do Florianopolis udalo nam sie wreszcie dotrzec na wyspe.
Na ostatnim odcinku poznalam Luana, Brazylijczyka wyjatkowo dobrze mowiacego po angielsku. ostani rok spedzil w Nowej Zelandi. Ma dosyc ciekawa taktyke: kupuje bilet z rocznym wyprzedzeniem i trudno, niech sie wali i pali, na bank danego dnia wylatuje, nie ma miejsca na sentymenty czy wahania...

Luan podwiozl nas do hostelu, co bylo wyjatkowo mile po 30h podrozy autobusami. Pierwszy wieczor zakonczyl sie nic nie robieniem. Kolejnego dnia wypozyczylismy rowery zeby pozwiedzac wyspe. Dzis, za chwilke bierzemy skuter.

Oj ciezke to moje zycie :)




18/12/2013

Ilha Grande

Po szalonym i dosyc meczacym Rio ruszylismy na Ilha Grande. Idylliczna wyspa, polozona niedaleko Rio okazala sie swietnym wyborem. Niestety szczescie nam nie dopisuje i zawsze jestesmy pare minut za pozno na autobus lub prom i musimy czekac pare godzin. Tym razem nie bylo juz miejsc w autobusie do Angra dos Reis skad planowalismy wziac lodke, wiec na wyspe dotarlismy dosyc pozno. Hostel Misti, w ktorym sie zatrzymalismy mial super ekstra taras i sniadanko, stanowczo gorzej z pokojami, ale coz, zawsze mozna krocej spac :) po rozmowie z lokalesami, okazalo sie, ze na wyspie zyje az 7000 mieszkancow.
Po pierwszym spokojniejszym wieczorze postanowilismy tak dla odmiany ruszyc na maly trekking. Niestety troche sie pogubilismy i sumarycznie zrobilismy 20 km lazenia po buszu bez znalezienia wodospadu. No trudno, przynajmniej "pozwiedzalismy".

W nagrode byly francuskie Crepes :) yummy




16/12/2013

Babski wieczór w Rio

Dziewczyny, od teraz na naszych babskich pijemy Caipirinha i tańczymy sambę!!!
Cóż to była za noc...
Miało być spokojnie i grzecznie a wyszło jak zawsze. Moja asertywność wczoraj równała się 0 i tak dałam się namówić współlokatorkom z hostelu na babski wieczór.
Zważając na fakt, że nadal nie rozmawiam po portugalsku, a dziewczyny nie znały ani hiszpańskiego ani angielskiego było dosyć śmiesznie. Aż mnie dzisiaj ręce bolą od gestykulowania.
Gra w kalambury zaliczona :)
Tańczyłam sambę, a może dokładniej to próbowałam tańczyć sambę. Ja nie wiem jak one potrafią ruszać się w takim tempie. Wzbudziłam dosyć spore zainteresowanie swoją osobą. Widać mnie z daleka, ponieważ przewyższam wszystkich o 2 głowy i do tego ten przerażony wyraz twarzy: ale jak to, ja, samba... hihi
Ale naprawdę było super i ta noc na pewno zostanie w mojej pamięci na długo.




15/12/2013

Copacabana. Rio de Janeiro

Po wczorajszym trekingu, dziś postanowiliśmy trochę odpocząć i zwiedzić słynną Copacabane. Plaża rzeczywiście robi wrażenie, jest ogromna i jak na Brazylie wyjątkowo czysta.
Zawsze uważałam, że świat jest mały i tym razem znowu się utwierdziłam w tej myśli, ponieważ w tym ponad 6 cio milionowym mieście spotkałam na plaży moich lokalnych kolegów poznanych w autobusie z Porto Seguro :)
Ja jednak nie potrafię usiedzieć w miejscu dłużej niż parę godzin, więc i tym razem postanowiłam wspiąć się na szczyt dawnej fortecy: Forte de Copacabana, skąd miałam piękny widok na zatokę.
Szkoda, że nie umiem robić ładnych zdjęć - te moje nawet w 10% nie oddają uroku tych miejsc.





Corcovado. Rio de Janeiro

Sobotni wieczór w Rio spędzamy w hostelu. Mój kolega - Sylvain już śpi, a mi też już się oczka powoli zamykają. Wczorajsza szalona noc w rytmach samby na ulicach Lapy w Rio plus dzisiejszy trekking nas dosłownie wykończyły.
Chyba jednak to prawda, że jest tu dosyć niebezpiecznie, ponieważ już pare osób nas przestrzegało na ulicy i kolejne pare potwierdziło, że zostali okradzeni. My na wrazie czego niczego ze sobą nie nosimy.

Na dzisiejszą wycieszke oczywiście wzięłam aparat, bo Corcovado pewnie odwiedziłam pierwszy i ostatni raz w życiu. Dla mniej wtajemniczonych: Corcovado jest to słynna statua Jezusa na szczycie 710 metrowej góry. Postanowiliśmy zrobić sobie przyjemy spacerek na szczyt. Sumarycznie wyszło nam 15 km w jedną stronę i łącznie 6h wyczerpującego trekkingu. Corcovado jest bardzo dobrze skomunikowane z resztą miasta, więc nie widziliśmy innych smiałków nie korzystających z transportu. Mimo ogromnego zmęczenia jesteśmy bardzo zadowoleni i mogę wykreślić kolejną pozycję z mojej listy: Co muszę zrobić przed śmiercią...". Tak wejście na Corcovado było jednym z tych małych marzeń :)







13/12/2013

Rio de Janeiro!!

Po długich 20h jazdy autobusem, dotarliśmy do Rio :)
Udało mi się przespać całą drogę, ale czuję każdy centymetr mojego ciała. Chyba muszę zacząc uprawiać jogging albo pilates. Poznałam śmiesznych 3 Brazylijczyków w autokarze. Instruktorów capoeira`y i tatuatorów (dosyć ciekawe połączenie). Rozmowa mieszanym hiszpańsko, portugalsko migowym czasem nie była łatwa, ale jakże ciekawa.
 Pierwsze wrażenie o Rio jest: WOW duże to miasto, bałagan trochę jak w Bogocie. W sumie wszystko w Brazylii jest duże :)
I zgadzam się z opinią, że nie wszystkie kobiety powinny nosić legginsy. Ze 3 Kasie zmieściłyby się w niektóre pary legginsów Brazylijskich kobiet.
Plan na dziś to piwko w jakimś lokalnym pubie. Jutro będziemy zdobywać szczyt Corcovado i najprawdopodobniej spotkamy się z moją koleżanką Caroline.

Buziaki



12/12/2013

Urokliwe miasteczko: Porto Seguro

Po dosyć męczącym Salwadorze i parunastu godzinach jazdy autokarem dotarliśmy do Porto Seguro. Prześliczne, urokliwe miasteczko, z małą ilością turystów, przemiłymi uśmiechniętymi lokalnymi mieszkańcami. Miła odskocznia od 3 milionowego Salwadoru i chwila na złapanie oddechu przed szalonym Rio de Janeiro. Czeka nas 20h podróż, więc rozkoszujemy się basenem w hostelu przepiekną, pustą plażą. Ciężko znaleźć dobre lokalne jedzenie, wygląda na to, że Burgery są tutaj lokalnym przysmakiem hihi.



09/12/2013

po śniegu i mrozie, gorąca Brazylia

Wczoraj przylecieliśmy do Salwadoru w Brazylii. Cała podróż od Darmstadt do hostelu w Salwadorze zajęła nam ok 18h, więc i tak szybciutko jak na taką odległość. Po wylądowaniu czekało na nas słoneczko i przyjemny ciepły wiatr. Postanowilismy, że należy nam się chwila totalnych wakacji i wczoraj nie robiliśmy nic nadzwyczajnego a dziś poleżeliśmy na plaży parę godzin. Musieliśmy uciekać ze słońca, żeby nie popsuć sobie początku wyjazdu oparzeniami słonecznymi. Ja i tak czuję, że trochę zaczynam przypominać świnkę Bebe. Najprawdopodobniej jutro pod wieczór przeniesiemy się na południe, do Porto Seguro (mniej więcej w połowie drogi do Rio). Zobaczymy, w końcu nigdzie nam się nie śpieszy...
Salwador jest dosyć turystycznym miastem, pięknie położonym nad zatoką, starówka pełna była zwiedzających. Niestety miasto dosyć brudne i zaniedbane. Troche bym porównała do Havany.


05/12/2013

10 h do wyjazdu!

Miało być zdjęcie mojego plecaka, ale jak na razie nie mogę się spakować, a raczej rozpakować. Muszę wyjąć 3 kilo, a jak patrzę to wszystko wydaje się niezbędne... No nic, wierzę w to, że im dłużej będę przyglądać się mojemu ogromnemu plecakowi, tym łatwiej będzie mi się pożegnać z dodatkowymi rzeczami.Może skuteczniejsze byłoby podniesienie plecaka i trzymanie go w górze tak długo, aż wybije sobie z głowy zabieranie tych wszystkich rzeczy.
Efekt będzie znany jutro :)
Pożegnałam się z Dziadziusiem, Ciocią, Braciszkiem i Dziewczynkami, rano dam buziaka Mamie i siuuup here we go :)
Dzięki uprzejmości Zielaczka uda mi się odwiedzić Dżoanę w Braunschweig`u i w sobotę przetransportuję się do Darmstadt aby powtórnie poczuć klimat Erasmusa.Aż strach się bać.
Samolot mam dopiero w niedzielę rano, tak więc niedługo opuszczam rodzinne strony, ale cywilizacją nacieszę się jeszcze przez kolejne 2 dni.

To buziaki Robaki i do usłyszenia :)