26/01/2014

El Chalten, Argentyna

El Chalten był moim małym marzeniem i tadam, o to jestem. Chyba tak naprawdę tutaj zaczynają się najpiękniejsze trasy trekingowe i przez kolejne parenaście dni na tym się skupię.
Trudno się zdecydować co wybrać. Po całonocnej podróży planowałam troszkę odpocząć i zrobić jedynie mały spacer po okolicy. W hostelu spotkałam niespodziewanie Emily i Freda, wcześniej poznanych w Urugwaju i już raz spotkanych w Buenos Aires. Zabawne, świat jest mały, tym bardziej, że nasza trasa znacznie się różniła.
Wybierali się na Lago Torres. Postanowiłam mimo zmęczenia dołączyć i odpoczynek przełożyć o parę godzin.
Treking okazał się dosyć łatwy, pogoda akceptowalna, widoki przyjemne.
Następnego dnia ruszyłam na Fitzroy, jedną z najbardziej znanych gór dla wspinaczy. Ja skupiłam się jedynie na trekingu, który jak się okazało był również dosyć wymagający. Trasa ma troszkę ponad 20 km. Pogoda była mocno zmienna. Wiosna, lato, jesień, zima. Na górze padał grad i wiało chyba z 80 km\h. Istne szeleństwo. Chyba przez pogodę trasę pokonałam w 6,5h zamiast teoretycznie 8h.
Szkoda tylko, że nie było wystarczającej widoczności. Oczywiście kolejnego dnia, przemieszczając się do El Calafate było piękne słońce i widoczność na paredziesiąt kilometrów... wrrr










No comments:

Post a Comment