11/01/2014

Barilioche, Argentyna

Parę kolejnych wpisów było notowanych na bieżąco na kartce i dzisiaj przepisane, tak by na świeżo przelać myśli. Buenos Aires nie pożegnało nas w dobrym stylu. Na ostatnią noc przenieśliśmy się do innego hostelu. Idąc z całym dobytkiem w samo południe, ktoś oblał nasze plecaki jakimś śmierdzącym płynem i dziwnym trafem znalazła się "dobra starsza kobieta" z chusteczkami, aby nam pomóc - stary trik na zrobienie zamieszania i szybką kradzież. Całe szczęście się nie daliśmy :)
Dodatkowo mojego kolegę Sylvaina coś ugryzło w nocy i miał dosyć mocną reakcję alergiczną i ogromną rękę. Skończyło się wizytą w szpitalu, zastrzykiem i antybiotykiem. Mnie znowu rozłożyły zatoki, a jeszcze ponad 20h jazdy autobusem przed nami...
Dotarliśmy do chłodnego Barilioche i po szybkich zakupach wybraliśmy kierunek kemping. Super profesjonalne rozłożenie namiotu i małe zwiedzanie. Barilioche zrobiło na mnie bardzo dobre pierwsze wrażenie. Miasteczko położone jest na wysokości 700 m. n.p.m. i otoczone jest przepięknymi górami i jeziorami. Następnego dnia postanowiliśmy zdobyć jeden ze szczytów, padło na Cerro Otto. Można tam dojechać kolejką liniową, ale my wybraliśmy 8 km szlak i powrót bardzo stromą i zakurzoną ścieżką pod kolejką, prawie jak jazda na nartach, tylko w butach trekingowych i po piachu :) Prawda, na nudę nie mogliśmy narzekać.








No comments:

Post a Comment