13/05/2014

Quilitoa, Ekwador

Bardzo dużym plusem dla Ekwadoru jest mała powierzchnia i co za tym idzie krótkie przejazdy między miastami. Po parodniowych podróżach w Argentynie itd. mam już odciski na ***.
Tak też cudowne 2h z Baños do Latacunga, gdzie poznaję Juliana z Holandii i kolejne 2h już wspólnie pokonane "płatnym autostopem" do Quilitoa. Znajduje się tu przepiękne turkusowe jezioro w kraterze. Ruszamy na szybki trekking w głąb krateru. Jest dosyć stromo, momentami nawet 60 stopni nachylenia, więc powrót na gore jest dosyć rześki. Znowu przepiękne widoki okupione zmęczeniem i potem, ale jaka frajda :)
Zatrzymujemy się w ciekawym, ale koszmarnie zimnym hostelu, w sumie nic dzienwgo, jesteśmy na prawie 4000 metrów. Mój przyjaciel Jumping Jack powraca. W nocy chowam się pod 2 kołdrami i udaje mi się przetrwać do rana. Luksus na maksa w porównaniu do niedawno spędzonych nocy w mokrym namiocie i wilgotnym śpiworze na Santa Cruz. Trochę zaczynam się obawiać zimna na biegunie :)







1 comment: