21/02/2014

Santiago, Chile

W czwartek rano dotarłam do Santiago. Monika (moja bardzo dobra koleżanka ze studiów, która tu mieszka od ponad 2 lat) zostawiła mi klucze na recepcji. Ach jaka była ma radość widząc ładne, zadbane mieszkanko, gdzie wreszcie mogłam chodzić na bosaka i poczuć się jak w domu.
Po paru godzinach przyszła Monika, więc moja radość była jeszcze większa. Fajnie tak się znowu zobaczyć, chociaż czas tak szybko leci, że nawet nie odczuwa się tych paru miesięcy.
Postanowiłyśmy spędzić spokojny wieczór w domku i troszkę poplotkować. Cudnie, bosko, przeziemsko :) babski wieczór na całego. Monika mieszka z Agatą, więc bab pod dostatkiem.
W piątek pół dnia połaziłyśmy po Santiago, które zrobiło na mnie wyjątkowo dobre wrażenie. Nie ma tu specjalnie dużo zabytków lub niezapomnianych miejsc, ale ogólna atmosfera miasta, to że jest czysto, zielono i spokojnie sprawia, że jest to jedno z tych miast, w których można naprawdę dobrze mieszkać.
W sobotę razem ze snajomymi Moniki i Agaty pojechałyśmy nad jezioro Aculeo. Przecudowny, relaksujący dzień z przepysznym jedzonkiem, prawie jak w domku :) Wieczorkiem poszłyśmy do salsoteki. Ach co to była za noc, istne szeleństwo. Niedziela i poniedziałek minęły na leniwym zwiedzaniu kolejnych zakątków Santiago. Dla mnie i tak większość frajdy to spotkanie z Moniką i to wspaniałe uczucie relaksu i domowej atmosfery. Jutro jadę do Valparaiso nad Pacyfik.











No comments:

Post a Comment