27/02/2014

Mendoza, Argentyna

Po przecudownym odpoczynku w Santiago, znowu trzeba było wrócić na ciężką drogę podróżnika.
Pożegnałam się z Moniką i Agatą i z naładowanymi akumulatorkami ruszyłam nocnym autobusem do Argentyny. Powtórka z rozrywki, spanie w pozycji embrionalnej i nowe stempelki. Jak zawsze są opóźnienia, to tym razem dojechaliśmy przed czasem, czyli o jakiejść 6 rano. Mega niewyspana poszwędałam się trochę po dworcu w poszukiwaniu atrakcji. Masakra, zimno, nic się nie dzieje, wszystko zamknięte. Spotykam Carlosa z autobusy i ruszamy na wspólne śniadanie na trawie. I to jest ten cudowny moment, kiedy wraca magiczna energia w podróży. Kiedy rozmawiasz z ludźmi i z zapartym tchem słuchasz ich historii. Kiedy masz wrażenie, że osoba z którą rozmawiasz to Twój stary przyjaciel. Aż się łezka kręci w oku, jak się żegnasz. To jest ten trudny moment w podróży.
Ja miałam zaplanowany tylko jeden dzień w Mendozie i okolicy, żeby dotrzeć na weekend do znajomych do Cordoby. Ruszam do Maipu, gdzie zwiedzam bardzo ciekawe muzeum wina i winnice. Pierwszy rower, który wypożyczam chyba szybciej jeźdxi w tył niż w przód, coś na miare rowerów, ktróre miałyśmy na Kubie haha. Po wymianie na lepszy model, aż chce się zwiedzać. Kręcę się po miasteczku i okolicy pare godzin, cieszę słońcem, wiaterkiem i świeżym powietrzem. Wracam na szybkie zwiedzanie Mendozy i spotykam się z wcześniej poznanym Mariano. Wypijamy tradycyjne niebieskie wino (?) i niestety czas ruszać dalej. Kolejny nocny autobus przede mną...









No comments:

Post a Comment