10/02/2014

Długa droga, daleka przed nami...

Po ponad dwóch miesiącach podróżowania na południe osiągnęłam punkt końcowy: Ushuaia i tym samym jak Forrest Gump postanowiłam obrócić się o 180 stopni i "biec dalej". Biorąc pod uwagę moje zamiłowanie do ping ponga widzę dosyć sporo podobieństwo do Forresta hehe.
Wracając do podróży: wszystko co chciałam zobaczyć w Patagoni odwiedziłam, więc kierowana tęsknotą za słoneczkiem i relaksem postanowiłam jak najprędzej i jak najtaniej przenieść się na północ (dokładniej w okolice Puerto Montt w Chile). Po długim sprawdzaniu dostępnych opcji padło na autobus do Bariloche. Czyli najpierw od 5 rano ponad 12h do Rio Gallegos, gdzie po drodze dostałam kolejne 4 pieczątki w paszporcie. Masakra, 500 kilometrów w ponad 12 godzin, ponieważ dwukrotnie przekracza się granicę (Argentyna - Chile  - Argentyna). Do Chile nie można wwozić owoców, warzyw i mięsa, więc na granicy odgrywany jest teatrzyk w postaci złych celników i psa. Zabawne, doprawdy zabawne. Po 3 godzinach przerwy w mało sympatycznym Rio Gallegos ruszyliśmy kolejnym autobusem, tym razem 23 godziny do Bariloche. Łącznie cała podróż z Ushuaia do Bariloche z następnym opóźnieniem z powodu kolejnej awarii zajęła nam 41 godzin. Suuuper, wyspałam się za wszystkie czasy :)
Połączenie do Puerto Montt mamy dopiero za 2 dni, więc czeka nas mały odpoczynek w słonecznym Bariloche. Zapomniałam dodać, że nadal podróżujemy razem ze Starr i Michaelem.




No comments:

Post a Comment