21/06/2014

retrospekcja: Kolumbia (czerwiec - wrzesien 2009)

Zabawnie musiałam wyglądać jak się dowiedziałam dokąd mogę jechać na praktykę z IAESTE (organizacji studenckiej na Politechnice Warszawskiej). Ciągle chodziła mi po głowie Azja i w sumie już się widziałam oczami wyobraźni gdzieś w dalekiej Indonezji czy na Filipinach. A tu taka niespodzianka: Kolumbia. Zupełnie inny kierunek, ale w sumie brzmi ciekawie. Ofertę oczywiście przyjęłam, mimo że o Kolumbii wiedziałam tyle, co o budowie statku kosmicznego. Przez kolejne parę miesięcy przed wyjazdem byłam mocno zajęta: pisaniem pracy magisterskiej, kończeniem 5 roku na Politechnice Warszawskiej i 2 roku na Uniwersytecie Warszawskim. Jednocześnie ubiegałam się o stypendium z Programu Leonardo da Vinci, więc byłam zarobiona po pachy. W Bogocie miałam pracować w języku angielskim na Universidad de la Sabana, więc naukę hiszpańskiego zostawiłam na pobyt w Kolumbii. Do Bogoty leciałam z Emilią, która miała swoją praktykę w Armenii. Mój znajomy: Julian był bardzo miły, odebrał nas z lotniska i ugościł przez pierwsze parę dni u siebie w domu. Zabawnie było komunikować się z Jego Mamą Consuela i bratem Santiago po migowemu i na uśmiechy. Czułam się jak małe dziecko, codziennie ucząc się nowego słowa po hiszpańsku. Julian i jego rodzina bardzo mi pomogli na początku. Nauczyli mnie pierwszych wyrażeń po hiszpańsku, np.:  Tienes pedos? Co tak naprawdę oznacza, czy masz gazy  a nie jak mi powiedzieli: milo mi cię poznać - hahaha, taki mały żarcik. Mój Uniwersytet zapewnił mi zakwaterowanie w domu katolickim dla dziewcząt, czyli miejscu idealnym dla mnie. Święta Maria, która sprawiała rządy w tej złotej klatce próbowała ograniczyć moją wolność i kazała wracać przed 9… taaaa chyba rano  efekt był taki, że bardzo szybko znalazłam nowe mieszkanie na rogu 33 i 30. Na Uniwersytecie okazało się, że jednak nikt nie rozmawia po angielsku, więc kontynuowałam migowy. Moja szefowa: Patricia wysłała mnie na kurs hiszpańskiego, gdzie poznałam nowych super znajomych: Jamesa, Sabrice, Michelle itd. Razem ze mną na wydziale pracował jeszcze Roman z Izraela. Głównie zajmowaliśmy się PR`em po angielsku i prowadzeniem zajęć integracyjnych dla studentów. Całkiem interesujące zajęcie. Niestety już nie pamiętam moich wszystkich współpracowników, ale Juan Pablo, Gonzalo i Bernardo zapewne na bardzo długo zostaną w mojej pamięci. Zawsze bardzo mi kibicowali jak mówiłam, gdzie się znowu wybieram w kolejną podróż po Kolumbii. A podróży było naprawdę sporo i śmiało mogę powiedzieć, że Kolumbię znam lepiej niż nie jeden Kolumbijczyk. W kolejnych postach opiszę w bardzo dużym skrócie miejsca, które udało mi się odwiedzić. Samo życie w Bogocie upływało mi bardzo przyjemnie, choć dosyć zwariowanie. Łącznie byłam w Kolumbii 3 miesiące, w tym jedynie 2 weekendy spędziłam w Bogocie, a resztę w podróży po tym pięknym kraju. Grafik zawsze wyglądał tak samo. W czwartek bądź piątek po pracy nocny autobus do… cały weekend zwiedzania i powrót w poniedziałek raniutko, żeby zdążyć wziąć prysznic i ruszyć do pracy. Poniedziałek – piątek praca w Chia na Universidad de la Sabana, a wieczorami spotkania z moimi przyjaciółmi: Julianem, Pablo, Cristal, Catherina, Danielem, Felipe, Jamesem, Romanem, Luisa, Andersonem, Sabrice i wieloma innymi. Później poznałam jeszcze Fabiana i moją przyjaciółkę Dagmarę. W Bogocie czułam się jak w domu, miałam moich przyjaciół, swoje mieszkanie, swój sklep, bar z Guayabo, autobus B11 i B12 do Portal del Norte itd. Chipsy z Yuka i Aguariente. Zona Rosa, Candelaria, Chicle, Mani, Caramelo i wiele wiele innych. Podejrzewam, że gdybym nie miała egzaminu magisterskiego i stypendium w Niemczech od października zostałabym w Kolumbii dłużej, dużo dłużej, ale życie pisze swój scenariusz i najwidoczniej ma dla mnie inny plan. Te 3 miesiące w Kolumbii były najpiękniejszym czasem w moim życiu. Ta radość, salsa, przygoda i trwające do dzisiaj przyjaźnie są czymś wyjątkowym. To taka magia Kolumbii, kto nie spróbuje, nie odwiedzi ,nie zrozumie tego. Z Dagmarą zawsze wspominamy Kolumbię z wielkim uśmiechem na twarzy. Kolumbia chyba też mnie polubiła, ponieważ z powodu problemów linii lotniczych wyleciałam 5 dni później niż wstępnie zaplanowane. Nawet przy powrocie czekała na mnie niespodzianka, ponieważ nowy lot dostałam przez Frankfurt, więc czekała mnie impreza powitalno-pożegnalna w Darmstadt, w którym mieszkałam przez rok na wymianie studenckiej Erasmus.









No comments:

Post a Comment