14/04/2014

Huyana Potosi, Boliwia

Dosyć spontanicznie zdecydowałam się ruszyć na Huyana Potosi - jeden z łatwiejszych 6000 na świecie. Jako, że spędziłam sporo czasu w La Paz nie powinnam mieć problemów z wysokością, a reszta to psychika. Pierwszego dnia wyrusza się w butach plastikowych i w rakach do wysokości 5000 metrów. Jest to dosyć ciężkie, ale bardzo ciekawe doświadczenie. Wspinanie się po pionowej ścianie w rakach z czekanem w ręku wymaga naprawdę sporo siły i wytrwałości. Oddycha się ciężko a sprzęt ciągnie w dół.Zmęczeni wracamy do bazy na wysokości 4.700 metrów gdzie niestety dopada mnie choroba wysokościowa. Bardzo źle się czuję, wymiotuję i nie mogę jeść. No nic, kładę się spać i mam nadzieje, że jutro będzie lepiej. Rano czuję się troszkę lepiej, ale daleko mi do super formy. Z całym sprzętem ruszamy do kolejnej bazy na wysokość 5.130 metrów. Niby krótko i mało, ale mój plecak waży 15 - 17 kilo, więc wierzcie mi, że łatwo nie jest, tym bardziej, że oddycha się ciężko i nadal się słabo czuję. Już nie wymiotuję, ale nadal doskwiera mi brak apetytu i tlenu. W bazie jest cholernie zimno, dosłownie parę stopni powyżej 0. Około północy ubrani w 3 pary spodni, 3 pary skarpetek, to samo bluzy, raki, kaski i czołówki ruszamy na szczyt. Ja, Pierre z Francji i nasz przewodnik Felix. Jesteśmy zabezbieczeni liną w razie obsunięcia. Ja już wczoraj raz spadłam razem z zaspą śnieżną, nie powiem, dosyć intensywne doświadczenie.
Jest około -15 stopni i tylko widać światło naszych czołówek. Znowu zadaję sobie pytanie po jakiego grzyba ja się tam pcham, ale widoki są naprawdę niezeiemskie. Niestety prawie brak zdjęć, bo przy tym mrozie i przy całym oporządzeniu prawie niemożliwe jest wyciąganie aparatu z kurtki.
Mi w pewnym momencie zdrowy rozsądek zwycięża nad siłą woli i postanawiam zawrócić przed zdobyciem szczytu. Niestety udaje mi się dotrzeć jedynie na około 5900 metrów a nie na szczyt, który znajduje się na 6088 metrów. To stanowczo nie jest mój dzień, a wolę nie ryzykować. Może za krótka aklimatyzacja, a może ogólne zmęczenie. Widoki i tak przepiękne i satysfakcja pokonania kolejnych słabości. Całą wyprawę zaliczam do bardzo wymagających i technicznie i wytrzymałościowo. Psychika jest tu też ogromnie ważna. Narazie nie planuję kolejnych szczytów :p


















1 comment: