Apetyt rośnie w miarę jedzenia a mój na podróże w jakimś
zatrważającym tempie. Jak odwiedzisz jedno miejsce na ziemi, to nie znaczy, że
masz jedno mniej do zwiedzenia, a raczej 5 dodatkowych, bo zawsze ktoś o czymś
opowie i tadam Kasia znowu zaczarowana/oczarowana.
Po wszystkich wyjazdach „niechcący” dostałam pracę w
firmie Procter & Gamble. Powrót do pracy w korporacji był ostatnią rzeczą o
jakiej marzyłam, ale jednocześnie otwierał możliwość wyjazdu na kontrakt
expata do Niemiec.Więc efekt WOW stanowczo był...
Oczywiście propozycję przyjęłam i dosłownie w ciągu kilku
dni byłam już w Kolonii. W sumie niewiele się zmieniło. Autobus zamieniłam na
samochodzik, namiot na hotel, plecak na walizke a trapery na szpilki hahahaha
Nadal co tydzień mieszkałam w innym miejscu i jak w końcu
od połowy grudnia czyli dokładnie po roku od rozpoczęcia tułaczki dostałam
mieszkanko w sercu Kolonii poczułam trochę ulgę. Nie musiałam się nadal pakować
i rozpakowywać. Mogłam kupić jedzenie czy kwiatki. Takie to proste, ale sprawiało
bardzo dużo przyjemności. Mogłam po pracy pójść na basen i mniej więcej
zaplanować kolejne dni. Trochę mi jednak tego brakowało. Powoli zaczęłam „rzucać
kotwicę” i prowadzić regularny tryb życia. Poszłam do kina, na piwo, poznawałam
nowych ludzi. Poznawałam miasto, które bardzo mi się podobało. Rok w Kolonii
minął mi równie szybko jak i ten w podróży. W pracy było bardzo ciężko, ale po pracy spędzałam
mega fajne chwile. Czułam się jak na Erasmusie hahahaha. A zwłaszcza podczas karnawału jak odwiedziła mnie Ania, Selen i Shahin :)
W między czasie skoczyłam do Lizbony, Holandii, Rzymu,
Belgii, Wiednia, Francji, Gruzji, Turcji i Grecji :) przygotowałam się do
Triathlonu, przyjęłam sporą liczbę odwiedzających i nacieszyłam się piknikami w
okolicy Kolonii. Poznałam wielu nowych przyjaciół i znajomych z Ela, Agą, Ingo,
Emilem, Normą, Jose i Raoulem na czele. Co jak co, ale nudą nie wiało :)
Ten powrót do normalności wcale nie był taki straszny,
dzięki temu, że ciągle było coś nowego. Nie była to dobrze mi znana Warszawa,
ale Kolonia, w której musiałam poznać nowe miejsca i ludzi. Rozmawiać po
niemiecku, hiszpańsku i angielsku. Ciągle była to namiastka podróży i przygody.
Wspaniałej przygody, którą będę do końca życia wspominać z uśmiechem na twarzy. Szkoda tylko, że moi przyjaciele: Patti i Maciek przeprowadzili się do Kolonii w dniu mojej imprezy pożegnalnej...