Tym razem czeka nas krótszy pasaż, bo jedynie 185 mil
morskich z Bjornoya do Hornsund na Spitsbergenie. Wieje w rufę, słońce świeci,
coś podejrzanie dobra karma, ale tylko się cieszyć. Na wachcie towarzyszą mi
delfiny i mewy (nie wiem co one robią na środku morza, ale one pewnie też się
zastanawiają co ja tu robię). Niebo ma chyba z 10 różnych odcieni niebieskiego,
a woda trochę wpadająca w turkus. 5 warstw ubrań, które mam na sobie przypomina
mi że nie jestem na Karaibach i wskakiwanie do wody chyba jednak nie jest
najlepszym pomysłem. Powoli zaczynam się przyzwyczajać do niskich temperatur,
ale tęskno mi za ciepełkiem. Jeszcze tylko 35 dni i obiecuję, że będę leżeć
plackiem na słońcu przynajmniej 1 dzień. Mimo że naprawdę mocno buja to te 1,5
dnia płynięcia bez przerwy jakoś szybko mija. Wiatr zaczyna wiać ze wschodu,
więc kotwiczymy w Vestvika, czyli jeszcze przed Hornsund, gdzie znajduje się
Polska Stacja Badawcza.
A tu kolejna niespodzianka: na brzegu widać misia polarnego
z małym niedźwiadkiem, wyglądają jakby na nas czekały. Nasza łódka nazywa się
Kvitebjorn, co po norwesku oznacza mały miś J
Na kolację mamy pycha zupę rybną. Obiecuję, że ugotuję po
powrocie.
No comments:
Post a Comment