Po weselu ruszyliśmy do El Bolson, super się złożyło, bo Para Młoda nas podrzuciła, spore ułatwienie, jak nie trzeba nosić tego okropnego plecaka.
Powtórka z rozrywki / kemping i planowanie trekingu na kolejny dzień. Wybraliśmy Cerro Piltriquitron - okromną granitową skałę, a co będziemy sobie żałować.
Trasa okazała się wyjątkowo męcząca,, ponieważ było okropnie gorąco. Ja po 8 km odpuściłam wchodzenie na szczyt i cieszyłam się widokiem ze schroniska, moje stopy już totalnie umarły.
Widok całkiem przyjemny, ale szału nie ma. Wieczorem powrót do dzieciństwa i gra w pingponga w kempingu. Ha, zgadnijcie kto został przy stole całą noc, haha jednak z tenisem stołowym jest jak z jazdą na rowerze, tego się nie zapomina :)
:D No nie wierze! Katarzyna D odpuscila sobie szczyt?
ReplyDeleteCos sie chyba dzieje;)
Dobrze widziec, ze wyprawa sie udaje:)
Pozdrowienia z Wawy, tu w koncu zaczela sie zima;)
Pojechałaś wszystkich w pong ponga? Jak za dobrych czasów? :)
ReplyDelete